Komentarze: 1
U nas w firmie wylatuje się za byle co (np. za to że jesteś debilem) i byle kiedy (prowadzę notes, w który wpisuję wszystkie prywatne rzeczy przyniesione do pracy: piórnik z długopisem i ołówkiem, jedna książka której i tak nie czytam, lusterko, pasta do butów, maskotka, i cała masa innych dziadów, ponieważ jak cię zwalniają to natychmiast, i wtedy trzeba się szybko spakować i więcej nie pokazywać na oczy). Robi się tak po to, żeby podsycać atmosferę grozy i żeby nowy pracownik bał się jeszcze bardziej od tego poprzedniego zwalnianego. Zastraszony pracownik to dobry pracownik, bo wtedy pilnuje roboty nie tylko swojej, ale i kolegi. Jak koledze podwinie się noga, to wtedy można donieść do Wodza i zawsze zarobi się na tym parę punktów. A jak Wódz pochwali na głos przy innych pracownikach, to tak, jakbyś wygrał kumulację w lotka i kupon na darmowy sex z Teresą Orlowski lub Bradem Pittem. To w zupełności wystarczy, żeby uczynić pracownika szczęśliwym. Daje to też nadzieję na pracę w dniu następnym i to również jest w cenie.
Kto ma tak jak ja, to może śkrabnąłby podpis, żebym nie czuła się taka sama z tym problemem, co? Plis..